Zbawienie.

 

Człowiek, który wyzbędzie się stronniczości, uprzedzeń oraz obojętności, czytając Nowy Testament, łatwo może zauważyć, że pobożność współczesnych pokoleń chrześcijańskich nie przystaje do tego, co opisuje Biblia. Jeśli tak rzeczywiście jest, to w moim odczuciu nie można automatycznie przykładać miary Pisma Świętego do tak zwanej współczesnej wiary kościoła oraz wszystkiego, co się z tym wiąże. Dlaczego? Dlaczego nie wszystko z Nowego Testamentu jest prawdą dla dzisiejszego zboru, dlaczego nie można wszystkich wymogów nauki apostolskiej odnosić do współczesnych wierzących? Według mnie tak jest, ponieważ wiara dzisiejszych chrześcijan nie wydaje takiego owocu, jakiego oczekuje od niej Pismo Święte. Obecny kościół po prostu nie jest w stanie sprostać tym wymogom, a wierzący nie rozumieją wielu stwierdzeń na przykład apostoła Pawła, ponieważ nie funkcjonują w tej samej duchowej rzeczywistości, w której poruszali się pierwsi uczniowie Chrystusa.

Wobec tego rodzi się oczywiste pytanie dotyczące warunków zbawienia Bożego. Czym jest współczesne nawrócenie człowieka oraz jego obecna pobożność? Czy Pismo także w tym względzie nie przychodzi nam z pomocą? Aby w jakiś sposób odpowiedzieć na to pytanie, posłużymy się zamieszczonymi poniżej ilustracjami.

         Oto krótkie wyjaśnienie tego diagramu. Przedstawia on schematyczne ujęcie duchowego stanu człowieka pod kątem zbawienia jego duszy. Wyszczególniłem sześć rodzajów duchowości człowieka. Oczywiście nie twierdzę, że jest to coś absolutnego. Można byłoby tutaj dodać jeszcze więcej elementów życia wewnętrznego ludzi, jednak dla potrzeb tego opracowania ograniczyłem się tylko do sześciu przypadków, które w ogólnym zarysie obejmują całą ludzkość. I tak kolor zielony oznacza tutaj duszę ludzką. W domyśle człowieka (jego ducha i duszę). Kolor niebieski dotyczy upadłej natury człowieka, jego ego, ludzkiego ja oraz wszystkiego, co się z tym wiąże. Można to porównać do wód ludów i narodów opisanych w Biblii. Kolory czerwony i żółty zarezerwowane są do oznaczenia zbawiennej łaski Bożej, działającej w ludziach. Dotyczą one ognia Bożej mocy i miłości w stosunku do rodzaju ludzkiego. Czerwona zewnętrzna obwódka, która jest na wszystkich rysunkach, oznacza Boży sąd nad Wielkim Babilonem, który dotyka królestwa ciała, cielesności. Każdy człowiek nosi w swoich fizycznych członkach tę upadłą naturę, która na rysunkach jest zaznaczona grubym niebieskim pierścieniem. Człowiek jest jej niewolnikiem, jest on zamknięty w celi swojego grzechu, swojego ja. Wszystkie strzałki czerwone i niebieskie dotyczą oddziaływania na siebie Ducha Bożego, ciała oraz duszy ludzkiej. A oto krótkie wyjaśnienia poszczególnych rysunków.

(A)__ Rysunek ten przedstawia człowieka takim, jakim jest z natury. Uzewnętrznia się on poprzez swoją cielesność, z którą całkowicie się identyfikuje i której w ogóle nie jest świadomy. Jego cielesność nie jest dla niego uciśnieniem, ale to raczej Boży sąd codziennych utrapień jest dla niego jedynym problemem. Żyjąc bez wpływu Bożego Zakonu pozbawiony jest świadomości grzechu oraz potrzeby zbawienia swojej duszy. Jego sumienie jest wypaczone i zdeprawowane, dlatego nie ma on hamulców moralnych w czynieniu zła szczególnie wtedy, gdy chce zrealizować swoje zamierzenia, zamysły swojego ego. Gdy coś nie jest sprzeczne z jego ja, wtedy potrafi być dobry moralnie, a nawet chce tego, aby inni go tak postrzegali, a też tak zawsze sam o sobie myśli. Sąd Boży dotykając takich ludzi doprowadza ich do uznania Stwórcy, bądź do jeszcze większego zatwardzenia ich serc, do zgorzknienia i świadomej nienawiści do Boga (por. Joba 36,12-14). Takie negatywne zachowania można zaobserwować w przypadku Faraona za czasów Mojżesz oraz w ludziach opisanych przez Apokalipsę, gdy Bóg zaczął zsyłać na nich plagi sądu ostatecznego. Natomiast pozytywną postawę na karcenie Pana przejawili na przykład Nebukadnesar z księgi Daniela oraz jeden z królów Izraela, Manasses. Szczególnie ten ostatni władca jest bardzo ciekawym przypadkiem tak zwanego nawrócenia. Pochodził z ludu wybranego, ale czynił bardzo wielkie zło, także wobec samego Jahwe oraz Jego religii Starego Przymierza. Te grzechy są bardzo jaskrawo i mocno opisane w Biblii (warto przeczytać), ale oto czytamy w drugiej księdze Kronik 33,11-13, że pod wpływem Bożego ognia człowiek ten poznaje Pana, to znaczy doświadcza tego, że Pan jest Bogiem. Władca ten przestaje czynić zło. Mało tego. Czyni on pokutę i stara się naprawić wszystko zło, które do tej pory uczynił, inaczej mówiąc czyni on tzw. zadośćuczynienie. Swoją pobożnością wyprzedza on niejednego współczesnego wierzącego, ponieważ dzisiaj już przeważnie nie naucza się o konieczności pojednania z ludźmi i Bogiem poprzez naprawienie wyrządzonych krzywd i przykrości. Wydaje mi się wręcz, że każde nawrócenie z inspiracji Najwyższego nie wymaga żadnego pouczania przez ludzi, ale Duch Pana sam każdego poucza. W innym miejscu Pisma czytamy, że Izraelici żyjący po pokoleniu Jozuego także nie znali Pana i czynili przed Nim zło. Dlatego potrzebowali obrzezania swoich serc i zwrócenia ich do Boga. Dokładnie tego typu nawrócenia, które opisałem powyżej, mogłem obserwować w obecnym pokoleniu kościoła i tak to jest rozumiane przez obecną teologię. Jednak nie pamiętam, abym widział ludzi, którzy pokutując czynią zadośćuczynienie swoim grzechom.

(B)__ W tym typie duchowości pojawia się element głębokiej świadomości swojej grzeszności. Bóg ożywia w ludziach swój zakon przykazań moralnych (czy to przez sumienie, czy przez Przykazania). Dlatego pojawia się w sercu ludzi antyreakcja na ucisk ciała. Pojawia się w duszy chęć oraz dążenie do postępowania według norm Bożych, ale okazuje się, że moc jarzma ludzkiego ja jest potężna, niemożliwa do przejścia. O tym mówi apostoł Paweł w Rzym.7,14-23. Im bardziej dusza stara się pokonać więzy grzechu, tym bardziej uświadamia sobie swoją niemoc i grzeszność. Świadomość zasługiwania na karę za swój grzech jeszcze bardziej czyni człowieka nieszczęśliwym i bezradnym. Tacy ludzie nie wiedzą, że Bóg przygotował dla nich swoje zbawienie i uwolnienie od kary (ułaskawienie w Chrystusie); nie mają tego objawionego, dlatego próbują swój ciężar złagodzić poprzez na przykład składanie ofiar swoim bóstwom. Jest wiele przykładów z całego świata tego typu zachowań ludzi. Dlatego Bóg także swojemu ludowi Izraelowi dał religię systemu ofiarniczego, aby przygotować całą ludzkość na objawienie swojego Zbawienia w Chrystusie we właściwym na to czasie. Przykładem człowieka o tego typu duchowości wydaje się być celnik z jednej z przypowieści Pana Jezusa. Postawa tego człowieka opisana w Łuk.18,13 wskazuje na to, że jego poczucie grzeszności przed Panem oraz towarzysząca temu bezradność bardzo mocno na nim ciążyły. Wydaje się, że przed duchowymi oczami tego mężczyzny stał wyłącznie jego własny grzech. Tej potęgi zła nie mógł przesłonić nawet cały izraelski system ofiarniczy. Ciekawym jednak jest fakt, że według słów Chrystusa Pana właśnie ten człowiek został usprawiedliwiony przez Boga, w odróżnieniu od religijnego faryzeusza.

(C)__ Rysunek ten ukazuje bardzo podobny typ duchowości do wspomnianego poprzednio celnika. Jest między nimi tylko niewielka różnica, ale jakże istotna. Przykładem duchowości z rysunku C jest między innymi Symeon (Łuk.2,25-26). W jego sercu najprawdopodobniej przez wiele lat panował potężny niepokój spowodowany świadomością niewoli grzechu oraz strachem przed śmiercią. Mam wrażenie, że Symeon obawiał się stanąć przed Panem w takim stanie duchowym, w jakim żył przez cały czas na ziemi. Mimo to Bóg uznawał go za sprawiedliwego. I to właśnie dla niego Jahwe objawił przez Ducha Świętego oraz pokazał mu naocznie swoje wielkie Zbawienie. U kresu swoich dni ten pobożny mąż ujrzał Baranka Bożego, zostało mu objawione nadnaturalnie Boże Zbawienie. Jakże wielka radość i pokój musiały rozświetlić serce tego zgnębionego człowieka (Łuk.2,29), który być może aż do tej pory lękał się w takim stanie duchowym stanąć przed Świętym Bogiem. Teraz czuł się wolny i bezpiecznie mógł wejść do wieczności, gdyż ujrzał na własne oczy Zbawienie Pana.

 

(D)__ Schemat ten ukazuje duchowość człowieka, którego Bóg chce wprowadzić głębiej w swoje Zbawienie jeszcze za jego życia na ziemi, głębiej niż wspomnianego wcześniej Symeona. W zasadzie stan duchowy człowieka na obydwu ilustracjach jest podobny, ale znowu jakże różny. Zauważmy, że Bóg zaczyna dotkliwie sądzić cielesność człowieka ze schematu D (grubszy zewnętrzny pierścień czerwony symbolizujący sąd Boży nad ciałem i więcej czerwonych strzałek skierowanych w pierścień symbolizujący ciało, ludzkie ja). Dlatego ciało zaczyna w konwulsjach szarpać się i opierać Bożemu ogniowi. Dusza człowieka zaczyna tę walkę bardzo mocno na sobie odczuwać. Człowiek jest podwójnie obciążony. Z jednej strony walczy ze swoimi słabościami i grzechami, a z drugiej odczuwa na sobie wielkie szaleństwo swojego ciała, na które bezlitośnie napiera Duch Święty. Taki człowiek doznaje przeżyć, które są całkowicie obce zwykłym ludziom, nawet wierzącym w Boga tak jak Symeon. Ten atak Ducha na ciało (Gal.5,17) ma na celu objawienie w duszy człowieka dzieło krzyża Golgoty po to, aby unieszkodliwić oraz sparaliżować potężną niewolę ciała. Taką właśnie kurację zalecał Chrystus swojemu zborowi w Laodycei powiadając, aby wierzący nabyli u Niego złota w ogniu próbowanego.

(E)__ Schemat ten ukazuje dotarcie Bożego ognia do wnętrza człowieka. Dusza zostaje zbawiona od mocy i niewoli ciała. Zostaje ono wchłonięte w śmierci Chrystusa, Duch całkowicie panuje nad istotą człowieka. Jego ego jest sparaliżowane, ale cały czas potencjalnie gotowe do działania, dlatego Boży ogień sądu dalej płonie (I. Piotra 4,12-19). Wierzący nie musi już silić się wykonując pobożne uczynki w walce z grzechem, ale żyje już w nim Chrystus. Wierzący ma z Panem taką społeczność jak Eliasz czy apostołowie. Jest to docelowy stan duszy człowieka w Nowym Testamencie. To było celem Golgoty, a urzeczywistniło się w dniu Pięćdziesiątnicy. Przykładem człowieka, który wydaje się, że przeszedł procesy opisane na ilustracjach D i E jest Job. Jego przeżycia były wręcz ekstremalne, ale doprowadziły go do bezpośredniego spotkania z Panem.

(F)__ Rysunek F jest prawie bliźniaczo podobny do rysunku A, ale ze słów Pana Jezusa wynika, że stan ludzi o duchowości F jest najgorszy z punktu widzenia zbawienia Bożego. Taki stan można określić jako faryzeizm. Człowiek jest całkowicie zintegrowany ze swoim ja, które jest podpierane dodatkowo przez jego religijność. Serce w poczuciu własnej sprawiedliwości jest zatwardzone na głos Boży, a sąd Pana i Jego karcenie ciała są odbierane jako atak szatana lub religijnych przeciwników Boga. Pismo Święte jest często używane do odpierania lub unikania dyscypliny Bożej. Ludzie tego typu nie doznają poznania głębin swojej grzeszności i bez tego przeżycia przyjmują (przywłaszczają) wszystkie Boże obietnice, w tym Boże zbawienie.

Wracając do początku niniejszego słowa, zastanówmy się, który z omówionych rysunków oddaje stan duchowości współczesnego chrześcijaństwa. Człowiek zbawiony (wierzący) według dzisiejszych norm teologii chrześcijańskiej (i to tylko tej fundamentalnej, konserwatywnej) to ten, którego duchowość opisuje schemat C. Ciekawym jest to, że tego typu nawrócenie przeżywali także ludzie Starego Prawa. Tego typu wiarę posiadali wyznawcy Pana przed narodzeniem Chrystusa. Pomimo wewnętrznej zmiany w poznaniu, w świadomości, w pragnieniach oraz w doznaniach, wyznawcy o takiej duchowości pozostawali i nadal pozostają pod silnym wpływem ciała, co dla Świętego Boga nie było i nie jest do przyjęcia, dlatego Pan zaplanował dzieło Golgoty. I oto okazuje się, że języki, proroctwa i inne obdarowania czy objawienia Boże nie są główną oznaką wiary i zbawienia nowotestamentowego. Główną oznaką uczniów Chrystusowych Nowego Przymierza jest moc Boża oraz miłość Boża, które mają przejawiać się w wierzących. Te dwa pojęcia są dzisiaj tak wypaczone w zrozumieniu kościoła, że wypada je krótko skomentować. Mówiąc o mocy nie mam na myśli na przykład czynienia cudów. Chodzi o moc Ducha Bożego, który przenikając istotę człowieka utrzymuje jego cielesność na uwięzi tak, jakby była całkiem martwa. Wtedy wierzący jest prawdziwie martwy dla świata i jest prawdziwym świadkiem (męczennikiem) Chrystusa. To świadectwo przejawia się właśnie głównie w miłości Bożej objawionej w chrześcijaninie. Nie jest to miłość tego człowieka wraz z jego dobrymi uczynkami, ale jest to miłość samego Pana, której żaden człowiek nie jest w stanie wypracować. Jest to ta miłość, którą opisuje apostoł Paweł w liście do Koryntian. Wtedy dokonuje się dosłownie to, co powiedział ten najmniejszy z apostołów: Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus i jest to obiektywny fakt. I to jest jedynie prawdziwym CHRZEŚCIJAŃSTWEM. Bez tego wszystko inne jest niczym (I.Kor.13,1-3)! Dokładnie ten stan opisuje ilustracja E. Rysunek D jest etapem pośrednim między współczesną duchowością C, a duchowością uczniów Chrystusa E. Bez Bożego sądu ognia kościół w szybkim tempie zmierza do duchowości F, tzw. faryzeizmu czy laodyceizmu. Wydaje się wręcz, że dzisiaj duchowość F zaczyna dominować w zorganizowanym chrześcijaństwie. Dzisiejszy kościół walcząc z tą duchowością sam niestety nadal pozostaje w duchowości ciała, w punkcie C.

Wiara, czyli życie kościoła.

 

Kiedyś Pan Jezus powiedział takie słowa: \"Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? \"(Łuk.18,8). Być może jest to właśnie ta wiara (ten rodzaj wiary), o której napiszę poniżej.

Dokonajmy zatem krótkiej analizy wiary Kościoła opisanej w Piśmie. Pierwszym fragmentem, do którego chcę nawiązać jest bardzo znany cytat z pierwszego listu do Koryntian 13,1-13. Okazuje się, że nie można wyuczyć się miłości. Można ją mieć, albo jej nie mieć. Miłość to nie jest decyzja ludzkiego rozumu, ale Bóg jest miłością. Na drodze uczynków nie można dojść do miłości, o której pisze apostoł Paweł. Efekty takiej próby dojścia do miłości poprzez długotrwałe ćwiczenie się w samodyscyplinie i uczynkach są żałosne, są one nędzną imitacją tego, kim mieli być ludzie pełni Ducha Świętego. A jednak Pismo mówi, że znakiem rozpoznawalności kościoła jest miłość. Mało tego. Ona nie jest dla Zboru alternatywą, ale przykazaniem. Pomimo różnego stanu duchowego kościoła apostolskiego, wielu pierwszych uczniów Pańskich żyło w tej niepojętej Bożej miłości.

Drugi fragment, który chcę tutaj przytoczyć, dotyczy mówiąc współczesnym językiem, tak zwanej ewangelizacji. Pewnego razu apostoł Paweł trafił przed oblicze pewnego dostojnika, prokonsula Sergiusza, który chętnie przysłuchiwał się mowie apostołów. Jednak wystąpił przeciwko nim pewien czarnoksiężnik (Dz.13,4-12). Wtedy Paweł bardzo ostro zganił tego człowieka, tak że stał się on do pewnego czasu ślepy. I jak powiada Pismo: \"Wtedy prokonsul, ujrzawszy, co się stało, uwierzył, będąc pod wrażeniem nauki Pańskiej\". Zatem nauka Pańska (inaczej Słowo Boże), to nie same słowa, ale dynamiczne działanie Ducha Pańskiego w uczniach Chrystusa (por. ew. Jan.3,34). Wieloletnie doświadczenie uczy, że każda mowa bez tej mocy Ducha Pańskiego jest literą, która ostatecznie zabija duchowo, która sieje duchową śmierć, czyli oddala od Boga. Stan współczesnego chrześcijaństwa jest wyraźnym tego owocem.

Ostatni element życia kościoła, czyli jego wiary, na który chcę wskazać, dotyczy fragmentu listu Jakuba (Jak.5,15-18). Słowo to mówi nam o tak zwanej usilnej modlitwie sprawiedliwego. Z wypowiedzi apostoła Jakuba dowiadujemy się, że kościół apostolski posiadał z Bogiem taką społeczność, taki kontakt, jak wielki starotestamentowy prorok Eliasz.

 

To wydaje się bardzo dziwne, że wielu współczesnych komentatorów tego fragmentu, mówiąc o mocy modlitwy sprawiedliwego (w domyśle współczesnego chrześcijanina), pomija fakt, że Eliasz bardzo często spotykał Pana w widzeniach, wyraźnie słyszał Jego głos i na Jego polecenie modlił się w różnych sprawach. Czy zatem dziwić może fakt, że Bóg wysłuchiwał tego człowieka i czynił przez niego wielkie dzieła? Taka była modlitwa i wiara tego męża Bożego, tymczasem dzisiaj lekkomyślnie wmawia się ludziom, którzy nie znają wiary Eliasza, że efekty ich modlitwy mogą być takie same, jak tego proroka. Pismo w wielu miejscach potwierdza, że kościół apostolski miał tę samą modlitwę wiary oraz społeczność z Panem, jak Eliasz. Dlatego oni byli takimi samymi ludźmi, jak ten mąż Boży. My natomiast oczekujemy wielkich efektów modlitwy współczesnych sprawiedliwych, ale pytam się, gdzie podziali się sprawiedliwi, których kontakt i społeczność ze Świętym odpowiadałby wierze Eliasza oraz uczniów Pańskich pierwotnego zboru?

 

Te trzy fragmenty opisują życie i osobowość kościoła pierwotnego, jego nauczanie oraz społeczność z Bogiem. Taki jest wzorzec, standard biblijny wiary kościoła, jego duchowego życia. Jeśli nadal chcemy wyznawać, że Chrystus jest zawsze ten sam i na wieki, musimy ten fakt uznać, musimy przyjąć ten wzorzec bez zastrzeżeń. Jeżeli natomiast tak zwana wiara jakiegokolwiek zboru odbiega znacznie od tych norm Pisma, wtedy nie można mieć pewności co do nauczania takiego kościoła, że jest właściwe. Perspektywa spojrzenia takiego zboru na samego siebie, a także na otaczającą go rzeczywistość jest wypaczona. Ta perspektywa jest podobna do światła przechodzącego przez pryzmat, które załamując się, rozszczepia się na wiele tęczowych barw. Wydaje się zatem, że widzimy przez tęczowy pryzmat Pisma Świętego wielkie dzieła Pana, ale okazuje się, że w tym samym czasie tracimy samą jasność i blask Bożej światłości. Tracimy właściwe duchowe postrzeganie. Dlatego, jeśli rażąco odbiegamy od tej światłości wiary ukazanej w Pismach, powinniśmy zachować wstrzemięźliwość jeśli chodzi o szafowanie czyimś zbawieniem lub potępieniem, a także krytyczniej patrzeć na własny stan duchowy, ponieważ może także dla obecnego pokolenia ludu Bożego okazać się prawdziwym tekst z księgi Malachiasza, gdzie Pan uskarżając się na Izraela tak oto powiada: Gdyż od wschodu słońca aż do jego zachodu wielkie jest moje imię wśród narodów i na wszystkich miejscach spala się kadzidła i składa się czyste ofiary na cześć mojego imienia, bo moje imię jest wielkie wśród narodów - mówi Pan Zastępów (Mal.1,11). Czyż Izrael nie uważał, że do zbawienia potrzebne jest obrzezanie oraz przestrzeganie Zakonu? Jednak w drugim rozdziale listu do Rzymian apostoł Paweł powiada, że w pewnych okolicznościach obrzezanie Żydów może być poczytane przez Boga za nieobrzezanie, a nieobrzezanie pogan Bóg może uznać za obrzezanie. Dzisiejszy nowotestamentowy lud Boży także ma swoje pewniki, jeśli chodzi o zbawienie. Lecz istnieje niebezpieczeństwo, że wspomniany przed chwilą fragment Pisma Świętego, może dotyczyć także współczesnego chrześcijaństwa, które wzywa wszystkich wokoło siebie do upamiętania, a same o tym zapomina lub nie zauważa, że samo musi najpierw wrócić do biblijnej społeczności z Panem, do biblijnej wiary, która rodzi owoce żywej i realnej społeczności z Jahwe.

Tymczasem dzisiejszy zbór zamknął Boże zbawienie w swojej domniemanej teologicznej nieomylności, czyniąc siebie jej panem, ale i niewolnikiem. Mało tego. Ludzie uczynili także samego Boga niewolnikiem swojej nauki. Uzależnili oni Stwórcę i Jego zbawienie od biblijnej wiedzy i świadomości ludzi, czy to zbawionych, czy to potencjalnie potępionych. Jednak samo Pismo wskazuje, że zbawienie Boże nie zawsze idzie w parze z poznaniem czy świadomością ludzi. Wielu będzie mówić: Czyż nie znaliśmy Ciebie i nie czyniliśmy w imieniu Twoim wielkich dzieł? Inni zaś powiedzą: Kiedy Ciebie widzieliśmy i kiedy Ci służyliśmy? Poza tym jak jest powiedziane: Błogosławiony człowiek, któremu Pan nie poczyta jego grzechów. Zatem zbawienie Boże nie jest zależne od teologii współczesnego kościoła, który zamknął Boga w swojej nauce. Ono jest suwerenne tak samo, jak suwerenny jest Bóg. To prawda, że wszyscy ludzie ze wszystkich wieków będą zbawieni wyłącznie przez ofiarę Baranka Bożego, Pana Jezusa Chrystusa, amen. Jednak duchowy stan kościoła ostatnich wieków wskazuje na to, że to zbawienie nie musi być zgodne z tym, jak postrzega to dzisiejszy kościół. Czy ktoś, w czyim oku tkwi belka, może rzec drugiemu: Pozwól, że wyjmę drzazgę z oka twego?

To niewolnictwo kościoła w jego teologii jest wyraźnie dostrzegalne w próbach wyjaśnienia, dlaczego Bóg oddala duchowe przebudzenie i jakie warunki muszą być spełnione, aby Pan je posłał. Ta rzecz wydaje się pilna, gdyż stawką tego jest zbawienie lub potępienie wielu istnień ludzkich. Z tych wypowiedzi często wynika (bezpośrednio lub pośrednio), że ten duchowy ratunek zależy od ludzi i ich poznania. W ten sposób nieświadomie czyni się Boga małym, zależnym od ludzi, od ich wiedzy, poznania czy stanu duchowego. Widząc wielką duchową nędzę kościoła człowiek zaczyna dostrzegać wielką barierę dla duchowego przebudzenia, której nawet sam Bóg nie jest w stanie zniszczyć. I w taki sposób skazuje się biednych pogan na zatracenie. I oto okazuje się, że w walce o dusze ludzi grzeszny człowiek staje się większy niż Święty Stwórca, ponieważ nie spełnione są kościelne dogmaty zbawienia. Taki teologiczny pat (czyli niemożność wyjścia ze ślepego teologicznego zaułka), wywołuje w wierzących (którzy miłują Pana i są dla Niego gorliwi) wielką emocjonalną desperację przepełnioną silnym niepokojem. Wydaje mi się, że wynikiem tego są między innymi tego typu modlitwy: \"O mój Boże! Jeśli przez naszą kulturalną niewiarę, teologiczny mrok i duchową bezsilność zasmuciliśmy i wciąż zasmucamy Twego Ducha, to w Twym miłosierdziu wypluj nas ze Swych ust. Jeśli nie możesz uczynić nic z nami i przez nas, to proszę Boże, zrób coś bez nas! Omiń nas i zdobądź ludzi, którzy jeszcze Cię nie poznali\". Jeszcze do niedawna sam byłem gorliwym człowiekiem, który śmiało mógłby uznać słowa tej modlitwy za swoje własne. Ta modlitwa jak wierzę wynika z głębi zbolałego serca, z troski o niezbawionych ludzi, ale jakże jaskrawo ukazuje, w jaki sposób nauka kościoła wywiera swoje piętno na myślenie i postępowanie ludzi, czyniąc Boga bezsilnym. Być może właśnie już dawno Jahwe ominął chrześcijaństwo, dokonując wśród narodów swojego zbawienia. Na pewno nie jest On bezsilny w tym dziele. Amen. Być może już dawno Chrystus wypluł ze swoich ust laodycejską wiarę odrzucając jej teologię zbawienia. Ono nie musi odpowiadać naszemu postrzeganiu i nauczaniu; nie musi przebiegać tak, jak się tego naucza. Teologia zbawienia głoszona w naszym pokoleniu zza kazalnic wydaje się bardzo spójna z nauczaniem Biblii. Jednak, gdy uważnie wsłuchamy się w nauczanie samego Chrystusa odnośnie wiecznego zbawienia bądź potępienia oraz Bożych ostatecznych sądów, takie jednoznaczne podejście do tego tematu nie jest już takie oczywiste i proste. Wydaje się ono czasami wręcz sprzeczne ze słowem samego Pana. Dlatego osobiście uważam, że obecnie nie powinniśmy próbować wyjaśniać Bożego działania w oparciu o literę Pisma Świętego, tym bardziej, że duchowo nie dorównujemy jego standardom. Osobiście uważam, że Pan czyni generalnie to, co sam chce bez względu na czyjeś nauczanie. On zbawia ludzi tak, jak sam chce. On daje tak zwane przebudzenie wtedy, kiedy sam tego chce. Nie zależy to od świętości czy grzeszności ludzi, ponieważ oni zawsze są grzesznikami i buntownikami, gdy żyją w ciele. Zło czy dobro moralne nie zmienia duchowości ludzi. Człowiek nie może wymusić na Bogu Jego działania nawet poprzez modlitwę, post, swoją teologię czy użalanie się, albowiem wszystko jest przez Niego i dla Niego, a bez Niego nic się nie dzieje, co się dzieje. Gdy Pan chce, to wzbudza odpowiedniego człowieka, przez którego czyni swoje dzieła dokonane już w wieczności. Zbyt często zapominamy, że Bóg nie tylko uciszył burzę, ale także ją wywołał. On stworzył szatana i jest ponad jego zamysłami. Wierzę, że zbawienie w Chrystusie jest pewne i ostateczne, a ufność pokładana w Baranku Bożym ma wielką zapłatę, ale co do wielu innych wyznawanych przez kościół doktryn czy twierdzeń trzeba zachować wstrzemięźliwość, umiar i wielką pokorę, tym bardziej, że są one często ze sobą sprzeczne, a poziom duchowego życia współczesnego pokolenia wierzących (tak zwana wiara), bardzo drastycznie odstaje od tego, co opisuje Biblia, od tego, czym był pierwotny apostolski zbór.

Paradoksem jest także to, że dzisiejsza działalność wielu zborów podważa ich nieskazitelność przed Bożym Obliczem lub wskazuje na wątpliwy stan duchowy. Wielka ilość dostępnych obecnie kazań, wykładów czy innego pożytecznego nauczania dostępnego w różnych formach: papierowa, elektroniczna, internetowa, na CD, DVD, nawet moja strona internetowa, wskazuje na to, że czegoś nam wszystkim brak. Brakuje nam tej wiary, którą mieli pierwsi uczniowie Pana. Owocem ich działalności przecież nie były całe tysiące tomów kazań, gdyż w przeciwnym razie ich kopie przetrwałyby do naszych czasów. Owocem ich działalności były dzieła, duchowe czyny. Czyż nie jest napisane, że gdyby spisano w księgach wszystko, czego dokonał Chrystus, to nie można byłoby pomieścić tych wszystkich ksiąg? A przecież uczniowie mieli czynić większe dzieła, niż Chrystus. Czyż nie czynili? Tak, oni byli duchową kopią swojego Mistrza! Chrystus dokonał przez nich znacznie więcej dzieł, niż wtedy, gdy sam osobiście chodził po ziemi. Gdyby dzisiaj pojawił się chociaż jeden człowiek na miarę apostoła Piotra lub apostoła Pawła, to mniemam, że można byłoby pozbyć się całego dorobku tak zwanego chrześcijańskiego nauczania, ponieważ wszyscy spragnieni i potrzebujący pomocy pobiegliby do tego człowieka. Zastanówmy się, czy ci ludzie otrzymaliby od niego nową piękną teologię? Nie, ale skończyłoby się w ten sposób duchowe ubóstwo kościoła.

Jeszcze raz chcę teraz nawiązać do przeżyć znanego ewangelisty Erlo Stegena w kontekście tego, co napisałem powyżej. Ciekawym jest fakt, że Bóg objawił temu wierzącemu, że wiara jego kościoła nie była taka sama, jak opisuje ją Biblia, nie odpowiadała ona wzorcom Nowego Testamentu. Dopiero gdy ich wiara stała się taka, jak mówi o tym Pismo Święte, nastąpiło duchowe przebudzenie. Natomiast dzisiejszy zbór nie dostrzega lub nie chce tego zauważyć, że jego wiara nie odpowiada wzorcom Bożym. A pomimo to kościół czyni siebie bezapelacyjnym szafarzem tajemnic Bożych, szafarzem zbawienia bądź potępienia ludzi. Dlatego na ile potrafimy, wstrzymajmy się od wyrokowania i przesądzania w sprawach rzeczywistości, do której jeszcze nie dorośliśmy.

W historii kościoła powstawały ruchy lub ludzie, którzy współczesny zbór określali jako duchową cudzołożnicę, którą Bóg wypluł ze swoich ust. Wyznawcy tych religii twierdzili, że tylko oni mają właściwy wgląd w Święte Księgi. Ta tendencyjna postawa słusznie wzbudzała w wierzących nieufność do tych grup, które wyraźnie przejawiały w sobie działanie ducha nieczystego. Obserwując zwiastowanie tych skrajnych grup można zauważyć jednak pewien paradoks, że myślenie i postrzeganie samego szatana i poddanych mu ludzi jest częściowo podobne do tego, w jaki sposób stan kościoła opisują ludzie wiernie służący Panu, którzy ubolewają nad opłakanym stanem Oblubienicy Baranka. Czy zatem Bóg będzie postępował lub postępuje według kryteriów takiego myślenia? Czy rzeczywiście tak wielka liczba ludzi, żeby nie powiedzieć prawie cała ludzkość, była potępiona przez Pana? Na to wskazuje rozumowa teologia kościoła, a także patrzenie upadłych duchów. Jednak mniemam, że w czasie Bożych żniw i Bożego sądu ostatecznego, zarówno jedni i drudzy będą zdziwieni uczynkami łaski i mądrości Stwórcy. Wszyscy będą bardzo zdziwieni i zaskoczeni, nawet sprawiedliwi oraz święci aniołowie, którzy pragną wejrzeć w Boże zbawienie, będą zaskoczeni mądrością Pana. Amen.

"Im bardziej człowiek trzyma się prawdy, tym mniej może liczyć, że mu uwierzą"

John Galsworth

 

 

DUCHOWY KOŚCIÓŁ

 

Tutaj pieśni są zbyteczne, instrumenty niepotrzebne, najwznioślejsze uczucia nie są w stanie podrobić obecności Ducha Pana; jedynym prawem tutaj rządzącym jest krzyż; wierzący nie uświęcają się tutaj stopniowo, w nieskończoność usiłując dorównać cnotom Chrystusowym. Nie, ale żyją oni w Duchu lub niestety czasami schodzą do życia w ciele, do życia uczynków zakonu, dobrych lub złych. Tutaj miłość nie jest decyzją ludzkiego rozumu, ale to Bóg jest miłością i On żyje w wierzących przejawiając pełnię swej miłości i mocy. Tutaj Biblia nie jest literą śmierci, ale Drzewem Życia z którego wszyscy mogą zrywać owoce społeczności z Chrystusem. Bóg jest bliski i znany wszystkim, On rzeczywiście jest wszystkim we wszystkim. Nikt nie jest w stanie w słowach opisać panującego tutaj porządku i życia, gdyż są to rzeczy nie z tego świata, których żadne oko nie widziało, żadne ucho nie słyszało i nic z tych spraw nie objawiło się żadnemu rozumowi ludzkiemu. Ta rzeczywistość jest całkowicie ukryta przed ludźmi służącymi Bogu w ciele. Pomimo to byli tacy, którzy próbowali oddać te rzeczy w słowach: np. Apostoł Paweł pisząc o Bożej miłości, twórca pieśni 96 \"O, ta miłość!\" lub Faber, który napisał taki hymn do Ducha Świętego:


O Ty coś oceanem wielkim Wód
Twej miłości niestworzonej
Wewnątrz mej duszy rozlał się
Drżę cały, kiedy czuję Cię.
Morzem bez brzegów jesteś Ty
Straszny, nieogarniony Pan
Co w wąskie moje serce wlał
Ogrom swych wód bez miar.

 

Rozum ludzki nigdy nie zgłębi przeżyć duchowych Fabera i innych, którzy zasmakowali życia w Duchu.

Paradoks współczesnych czasów

 

A oni tym bardziej się zdumiewali i mówili między sobą: Któż więc może być zbawiony? Jezus spojrzał na nich i rzekł: U ludzi to rzecz niemożliwa, ale nie u Boga; albowiem u Boga wszystko jest możliwe(Mar.10,26-27).

Dostrzegam wielki paradoks w myśleniu, dążeniu, postępowaniu oraz mówieniu współczesnych wyznawców Jezusa Chrystusa z Nazaretu w stosunku do tego, czego nauczał ich Mistrz oraz Jego pierwsi uczniowie. Oto dowiadujemy się, że bogatemu człowiekowi jest bardzo trudno osiągnąć zbawienie. Oto czytamy, że nie powinno wynosić się nad innych ludzi bogaczy tego świata, ponieważ to oni dla mamony wodzą swoich współbraci po sądach bezczeszcząc święte imię, które zostało nad nimi wezwane. To oni wyzyskują biedniejszych od siebie dla swojej chciwości. Oto ich konta bankowe potężnie wypasione będą świadczyć w dniu sądu przeciwko nim samym, albowiem środki zgromadzone w bankach straciły swoją wartość. A jednak życie dzisiejszego zboru wydaje się jaskrawo świadczyć o tym, że obecnie Chrystus zmienił swoje zdanie na powyższy temat. Wydaje się, że współczesny Chrystus poczytuje bogactwa tego świata za błogosławieństwo Boże. Mam wrażenie, że dla dzisiejszego Kościoła tzw. \"Kazanie na górze\" jest niekompletne. Trzeba je uzupełnić przynajmniej o jeszcze jedno zdanie: \"Błogosławieni, którzy posiadają wielkie bogactwa tej ziemi\". Dzisiaj jest bardzo wskazane, aby zbór jeszcze gorliwiej zaczął zabiegać o mamonę po to, aby realizować tak zwany nakaz misyjny swojego Nauczyciela. Czyż nie jest to paradoks? Zawsze, gdy zastanawiałem się nad żądaniem Chrystusa w stosunku do tego bogatego młodzieńca, wydawało mi się ono bardzo nieżyciowe, w dzisiejszych czasach nierealne, wręcz utopijne. Podświadomie to słowo przeważnie umieszczałem w kategoriach przenośni lub szczególnych wyjątkowych przypadków. Jednak Chrystus bardzo mocno rozszerza ten wątek czyniąc go bardzo praktycznym dla wszystkich ludzi. Kto pokłada ufność w majętnościach . Im ludzi są bogatsi, tym bardziej swoją ufność pokładają w mamonie. Czyż nie tak? Może ktoś z tym nie zgadza się, ale pomyślmy chwilę. Gdyby Chrystus dzisiaj zażądał od kogoś rozdania wszystkich środków z jego kont bankowych, sprzedania bardzo dochodowej firmy oraz porzucenia swojego domu rodzinnego, to jak musiałby się czuć ten człowiek? Ja, gdy o tym myślałem, zawsze czułem się nieswojo, uważając takie żądanie za grubo przesadzone. Podświadomie umieszczałem siebie w gronie uczniów Chrystusa, uważając, że podobnie jak oni wszystko oddałem Bogu, nawet całe swoje życie oddałem w Jego ręce. Czy jednak człowiek zna swoje serce? A gdyby dla Chrystusa przyszło dzisiaj opuścić przytulną i bezpieczną współczesną synagogę? Chrześcijanie dzisiaj stawiają siebie w jednym szeregu z apostołami i pierwszymi uczniami Baranka, ale nie zauważają, że ci ludzie dla Chrystusa Pana narażali się na odrzucenie siebie przez świętą religię ich ojców, co po pewnym czasie urzeczywistniło się. Chrześcijanie nie musieli opuszczać żydowskiej religii, ona sama ich wypluła ze swojego łona. Dzisiejszy Kościół także nie chce przyznać się, że jakościowo nie dorównuje dawnemu Zborowi pod względem czynów Chrystusowych, Jego mocy i miłości. A pomimo to ludzie stawiają siebie w gronie uczniów Pana, którzy opuścili wszystko i poszli za Chrystusem. Czyż to nie jest kolejny paradoks? Zastanówmy się przez chwilę, czyż nie jest jednak bardziej prawdopodobne, że dzisiejsi chrześcijanie stoją przed Bożym obliczem w pozycji młodzieńca, który nie potrafił porzucić swoich majętności? To pytanie może być dla nas dzisiaj bardzo drażliwe i delikatne w kontekście tak zwanej współczesnej pewności zbawienia. Jednak to pytanie może być jeszcze bardziej drażliwe, mogące spędzić sen z powiek niejednego dzisiejszego wyznawcy Chrystusa. Czy popełnimy błąd wstawiając w miejsce tego nieszczęsnego bogatego człowieka np. cały kościół (jakąś denominację) albo nawet całe współczesne bogate chrześcijaństwo? Czyż nie dlatego Bóg umieścił całą tę historię w Biblii? Czyż nie dlatego powstał list do Laodycei? Co by było, gdyby dzisiaj Pan przemówił do jakiegoś zboru, aby zlikwidował swoje konta bankowe, sprzedał swoje nieruchomości i wszystko to, co do tej pory tak pieczołowicie gromadził i na czym opierał swoją pracę dla Pana, rozdał na cele charytatywne, a potem poszedł w ślad za Chrystusem, pomiędzy ludzi tego świata, do ich siedzib i domów, porzuciwszy przy tym swoje wszystkie związki i poparcie od władz świeckich oraz religijnych. Czyż nie uznalibyśmy tego za niedorzeczność lub zwiedzenie? Czyż przy tym nie bylibyśmy w lepszej sytuacji, niż ten bogaty młodzieniec, który nie był w stanie usprawiedliwić swojego umiłowania bogactwa? Tak, ratunkiem dla takiego Zboru byłoby saulowe usprawiedliwienie: \"Te owce są przeznaczone na ofiarę Bogu, nie powinno się ich zabijać\". Tak, to jest nasza służba Bogu, którą tak gorliwie dla niego rozwijaliśmy; czyniliśmy to przecież z Jego błogosławieństwem. Tak, zadajmy sobie przed Bogiem szczere pytanie, czy naprawdę wierzymy, że Chrystus nigdy nie zmienia się? Czy ten Chrystus, którego dzisiaj znamy w swoich umysłach i o którym głosimy odpowiada biblijnemu wzorcowi Jezusa Chrystusa z Nazaretu, który około 2000 lat temu narodził się w Betlejem? A jeśli Kościół mija się z tym prawdziwym Chrystusem, to czy jest możliwe zbawienie takiego Zboru? Czy taki Zbór może sam odnaleźć zagubioną drogę krzyża i sam z własnej woli na nią wejść? Tak, u ludzi to rzecz niemożliwa, ale nie u Boga; albowiem u Boga wszystko jest możliwe.

"Prawdy nie trzeba bronić, Ona sama potrafi się obronić. Jeśli ktoś próbuje jej bronić, ten podważa jej prawdziwość".


"Jeżeli ludzie występują przeciwko prawdzie lub od niej stronią, to świadczy jedynie o tym, że ona sądzi ich sumienia".

 

"Musisz mieć rację, jeśli ktoś nie chce, abyś chciała"

 

Czy to stwierdzenie ma uzasadnienie w Biblii?


1.Cytat: Bóg ma poczucie humoru.

Powyższe zdanie jest cytatem bardzo modnego w dzisiejszych czasach stwierdzenia, które pada zza wielu kazalnic. Wydaje się wręcz, że jest ono bezmyślnie powielane przez wielu kaznodziei bez głębszego zastanowienia, czy to jest prawda. Z moich obserwacji wynika jednak, że to zdanie pada z ust ludzi, którzy mają naturalny pociąg do drwin i naśmiewania się. Inaczej mówiąc, mają wysoki stopień poczucia humoru albo inaczej mówiąc problem z grzechem, który nazywa się: drwina, naśmiewanie się, szyderstwo, błazenada, nieprzyzwoite żarty, itp. Jest to obecnie częsta w kręgach kościelnych niewola grzechu, którą przyozdabia się koroną pobożności. Wygląda na to, że człowiek w swojej krótkowzroczności cechy swojego charakteru przypisuje Bogu. Swój sposób myślenia i podchodzenia do spraw duchowych utożsamia on z myśleniem i usposobieniem samego Jahwe. Niektóre wydarzenia w kręgu chrześcijan powodują ich śmiech, wydają się im komiczne. Takie postrzeganie tych spraw powoduje przypisywanie Panu Jezusowi cechy, którą zwiemy poczuciem humoru. Jednak ta rzecz nie musi świadczyć o poczuciu humoru Pana Jezusa, Jego Ojca bądź Ducha Świętego. Gdy się nad tym zastanowimy głębiej, może ona świadczyć o czymś zgoła przeciwnym. Gdy się zastanowimy też nad tym, co leży u podstaw określenia poczucie humoru, to zauważymy, że jest to błazenada, drwina, naśmiewanie się z samych siebie lub z kogoś innego. Te elementy najjaskrawiej występują w komedii, satyrze, parodii lub kabarecie. Jednak jak ktoś zauważył, wszystkie teksty Pisma Świętego są innego ducha - są one pozbawione tych elementów upadłej natury człowieka. Sama Biblia powiada zgoła coś innego (Ef.4,29; Ef.5,3-4). Dlatego dobrze jest najpierw przemyśleć całą tę sprawę, aby nie przynosić ujmy Bogu, Bogu Żywemu. On jest Ojcem miłującym, ale też Ogniem trawiącym dla każdego grzechu. Amen.


2.Cytat: Jeżeli uważasz, że już wszystko wiesz, że już wszystko poznałeś, to nie ma miejsca dla ciebie w Kościele, nie przychodź do Zboru!

To zdanie lub jemu podobne, które wypowiadają gorliwi kaznodzieje, może wydawać się bardzo duchowe. Jednak zastanówmy się, czy rzeczywiście jest ono prawdziwe, czy jednak może jest ono jedynie górnolotnym sloganem, który może tylko wywoływać podziw dla mówcy lub samooskarżenia u słuchaczy. Zadajmy sobie pierwsze pytanie, o jakim poznaniu może tutaj być mowa? Czy chodzi o poznanie treści Pisma Świętego? Czy po to ludzie chodzą do kościoła? A może to oni są kościołem? Czy kościół chodzi do kościoła, aby poznać treść Pisma? Czy poznanie może sprawić, aby kościół stał się kościołem? Czy zaprzestanie poznawania Pism może sprawić, by kościół przestał być kościołem? W dzisiejszych czasach mnóstwo książek, artykułów, filmów i nagrań teologicznych dostępnych jest każdemu człowiekowi. Są to nawet te pozycje, które są pseudo chrześcijańskie lub są poświęcone różnym sektom i herezjom. Jeśli ktoś jest pasjonatem zgłębiania teologii albo jest zawodowym kaznodzieją, to wie, że trudno jest dzisiaj usłyszeć od kogoś coś innego - nowego, coś co jest prawdą, której nikt jeszcze nie odkrył lub jeszcze nie głosił. Wszyscy w zasadzie powtarzają się. I chociaż często są to prawdy bardzo głębokie i pożyteczne, jednak ich nawał i przesyt może spowodować duchowe mdłości i torsje. Samo mówienie i subtelne teologiczne oskarżanie nie może zmienić ludzi. Inną sprawą jest poznanie apostolskie - poznanie pierwszych uczniów Chrystusa. Wydaje się, że oni nie znali tak bardzo Pism, ale znali ich Autora, Świętego Jahwe. Oczywiście takie poznanie nigdy nie skończy się, także w wieczności, i nawet głupotą byłoby twierdzenie, że całkowicie poznało się Pana. Dlatego jasnym jest, że powyższy górnolotny cytat nie dotyczy poznania apostolskiego, dlatego powróćmy do naszej szarej rzeczywistości Tacy gorliwi mówcy nie zauważają faktu, że wiele ludzi szuka po prostu społeczności z innymi ludźmi. Potrzebują oni doznawać od innych, a także obdarzać ich przyjaźnią i miłością bratnią. Potrzebują doświadczać miłości Pana objawionej w społeczności świętych. Dla wielu chrześcijan jest to nadrzędną potrzebą i sprawą, ważniejszą znacznie od poznawania teologii czy doznawania różnych emocjonalnych przeżyć lub prawd, które ulatują w powietrze równie szybko, jak szybko się pojawiły. Czy dlatego tacy ludzie powinni zaprzestać przychodzić do zboru?

 

 

 

Trzy poznania ...


Wiem o trzech rodzajach poznania
Dwa z nich poznałem
O jednym tylko słyszałem

Pierwsze to te, które nadyma
Pewnie stoi
Teologią się stroi
Bardzo chętnie się rozgłasza
Jednoznacznie zbawienie bądź potępienie ogłasza

Drugie to te, które cierpienie pomnaża
Poprzednie znałem, teraz w tym drugim zamieszkałem
Ono to kładzie palec na ustach
Zamyka człowieka w kącie niezrozumienia
W celi samotnego cierpienia, milczenia
Jego potomstwo to wielka bezradność i niemoc
Ono to sprawia, że człowiek się staje
Jak kołek wbity głęboko w ziemię
O który już się trudno potknąć
I którego nie widać

Trzecie poznanie to te, o którym marzę
Poznanie apostolskie - pawłowe
Ono detronizuje rozum ludzki, człowieka głowę
Ono nie potrzebuje słów martwej litery
Nie afiszuje się, a jednak emanuje
Miłością i radością hojnie się dzieli
Człowieka poniża, ale do Boga przybliża

W chrześcijaństwie zakonnym (moralnych uczynków) człowiek prowadzi człowieka przez całe życie; w duchowym chrześcijaństwie człowiek może prowadzić człowieka jedynie do momentu przeżycia prawdziwego chrztu w Duchu Świętym (prawdziwego napełnienia Duchem Bożym).

Obecność w kościele prawdziwych apostołów, na miarę np. Pawła czy Piotra, świadczy o tym, że Chrystus jest obecny w Zborze. Bez takich ludzi kościół podobny jest do zgromadzenia uczniów prorockich Starego Przymierza, dla których zabrano przywódców duchowych takich jak np. Eliasz czy Elizeusz (2Król.5,8b).

Czasy, w ktorych umilkli prorocy!

(Tekst pisany bez polskich znaków)

 

 

Zyjemy w czasach, w ktorych Bozy prorocy umilkli. Co sie z nimi stalo? Byc moze obecnie w ogole ich nie ma. Moze zyja niepostrzezenie gdzies na uboczu w cieniu wspolczesnego swiata. Z jakiegos powodu Bog wycofal swoich pomazancow z areny wspolczenej religii tego swiata. Mam wrazenie, ze obecnie pozostali sami samozwancy przypisujacy sobie Boze namaszczenie, ktore jednak jest nedznym obrazem tego, kim byli prawdziwi poslancy Swietego Jahwe. Obecnie nie widzimy ludzi pokroju Eliasza, Elizeusza, Pawla, Piotra czy np. Szczepana. Ci ludzie reprezentowali soba nie tylko slowa: "Przychodze w imieniu Pana Zastepow", ale w ich zyciu przejawialy sie takze moc, czyny, a przede wszystkim charakter Chrystusowy. Autorytet wspolczesnych poslancow Bozych potwierdza litera Pisma Swietego oraz teologiczna z nim zgodnosc nauki danego kosciola czy zboru. A czlowiek zbawiony, ktory pojednany jest z Bogiem, to taki, ktory regularnie zasiada w lawkach danego kosciola i zgadza sie z nauczaniem jego przewodnikow. Przy czym mam wrazenie, ze powszechnie panuje niepisana zasada, z ktora zgodne sa wszystkie chrzescijanskie koscioly i denominacje: "Czlowiek niewierzacy to taki, ktory nie przynalezy do zadnego zboru czy kosciola". I chyba wszystkim wydaje sie, ze jest ok! Ale niestety! W tym powszechnym stanie rzeczy bardzo wyrazny jest brak pieczeci aprobaty samego Boga. Sa tylko zapewnienia i przekonania ludzi.

 

W calej tej sytuacji dochodzi jeszcze i to, ze ze sceny wspolczesnych chrzescijanskich ruchow religijnych odchodza tacy ludzie jak Bert Clendennen czy tez Dawid Wilkerson, ktorzy maja dobre duchowe rozeznanie odnosnie stanu wspolczesnego chrzescijanstwa i maja cos do powiedzenia dla naszego pokolenia. W ich miejsce przychodza coraz czesciej ludzie, ktorzy glosza coraz to dziwniejsze rzeczy nazywajac je chrzescijanstwem. Gdy przyjrzymy sie temu wszystkiemu chlodnym okiem, pozbawionym wszelkich uprzedzen oraz sympatii, jednoznacznie stwierdzimy, ze to wszystko zadna miara nie przypomina Dziejow Apostolskich, ktore opisuje Nowy Testament.

 

Czy zatem w jakis sposob, bez subiektywnych teologicznych rozwazan litery Pisma Swietego, mozna stwierdzic, jak na wspolczesny kosciol patrzy sam Bog, bo przeciez chyba to Jego zdanie jest najwazniejsze? Mozemy to zrobic droga posrednia, opierajac sie na swiadectwach wiarygodnych ludzi, do ktorych przyszedl sam Swiety Bog pokazujac im ich stan duchowy. W tym swietle mozemy ujrzec nasz stan duchowy. Jednakze ostatecznie jest to i tak kwestia naszego otwarcia na dane swiadectwo lub naszego uprzedzenia, a takze naszej obojetnosci i samozadowolenia. Jednak ta rzecz nie lezy juz w mocy zadnego czlowieka, czy to swiadczacego o mocy Bozej, czy to sluchajacego o tym, gdyz to jedynie sam Chrystus, ktory wlada i panuje niepodzielnie, ma klucze do serc ludzkich. Gdy On je otworzy, nikt ich nie zamknie, a gdy On je zamknie, nikt ich nie otworzy.

 

Pamietajac o tym, pragne odniesc sie do jednego z wiarygodnych swiadectw, ktore jest zawarte w ksiazce "Przebudzenie rozpoczyna sie ode mnie". Wiele ludzi przeczytalo te pasjonujaca ksiazke. Czytelnicy ci byli bardzo zafascynowani tym wspanialym swiadectwem. Ale nikogo nie znam z tych ludzi, ktorzy by powaznie odniesli to do swojego zycia. Znam tylko jedna osobe, ktora powaznie potraktowala swiadectwo Erlo Stegena. Stalo sie ono dla tej osoby kamieniem zgorszenia, tak ze stanowczo je odrzucila.

 

 

Glowna postacia ksiazki "Przebudzenie rozpoczyna sie ode mnie" jest Erlo Stegen. Czlowiek ten od dziecka przezywal wiele Bozych dotkniec. Jak sam twierdzi, nawrocil sie stajac sie dzieckiem Bozym. Wkrotce odczul powolanie Boze do gloszenia Ewangelii. Przyjal je od Pana i przez 12 lat z zawzieciem zwiastowal Slowo Boze w Afryce. Na jego zgromadzenia przychodzilo mnostwo ludzi; cale rzesze przyjmowaly Chrystusa. Wielu zwiastujacych Ewangelie zazdroscilo Stegenowi takich efektow pracy na niwie Panskiej. Jednak Erlo byl coraz bardziej zniechecony swoja praca. Nie cieszyly go statystyki zbawianych podczas jego ewangelizacji. I oto do takiego czlowieka, ktory z perspektywy wspolczesnego chrzescijanstwa odnosil wielkie sukcesy w pracy misyjnej, przyszedl sam Bog i pokazal mu, dlaczego jego serce jest tak bardzo zniechecone. Oddajmy zatem na chwile glos samemu Stegenowi. Oto kilka jego osobistych swiadectw, jak postrzegal go w tym wszystkim sam Bog.

 

„Wstrzasniety stalem i plakalem, kiedy nagle niezauwazalnie przed moimi oczami stanal obraz, który i dzis jeszcze móglbym namalowac wam, gdybym byl malarzem. Widzialem ogromna swiatynie poganska z mnóstwem bóstw i balwanów. W tej swiatyni zobaczylem pewnego czlowieka, który przechodzil od jednego balwana do drugiego, klekal przed nimi i pochyliwszy glowe do samej ziemi, klanial sie i modlil do nich. Kiedy odwrócil twarz w moja strone, z przerazeniem odkrylem, ze tym czlowiekiem bylem ja. Tak Pan pokazal mi, jak On widzi mnie i kim jestem w Jego oczach”.


Zatem po pierwsze: Erlo byl mieszkancem poganskiej swiatyni, w ktorej codziennie klanial sie jej bostwom (?).

 

„Teraz, kiedy poznalem, ze sprzeciwial mi sie sam Bóg, pysznemu i wynioslemu, w koncu otworzyly mi sie oczy i w jednym momencie zrozumialem, dlaczego przez minione 12 lat wszystko w moim zyciu wygladalo tak, jak wygladalo; dlaczego ludzie nie upamietywali sie, dlaczego gleba ludzkich serc pozostawala twarda i niepodatna, dlaczego moje zwiastowanie przynosilo tak malo owocu. Jak moglem oczekiwac czegos innego, jezeli ze mna nie bylo Boga?”.


Po wtore okazalo sie, ze z Erlem nie bylo samego Boga (?). Wrecz przeciwnie. Najwiekszym przeciwnikiem tego misjonarza nie byl diabel, ktorego on zawsze obwinial za swoje niepowodzenia, ale sam Bog!

 

„Tak, nie bylem martwy dla swiata. Swiat zyl we mnie i mial duzy wplyw na mnie. Zasiadal on na tronie mojego serca, kierujac mna. Bylem bardziej martwy dla zywego Boga niz dla swiata”.


Cala istote Erla i jego dzialanie przenikal swiat. Stegen byl martwy dla Boga (?).

 

„Nie, Panie, tego nie moge! Jezeli musze tak zyc, to po prostu nie bede mógl istniec. Przeciez wtedy strace swoje wlasne zycie!

 
— To jest wlasnie to, czego Ja chce! — odpowiedzial Pan. — Czy nie wiesz, ze ten, kto zachowa zycie swoje, straci je, a kto straci je ze wzgledu na Moje imie, otrzyma zycie wieczne? Erlo, idz w smierc!


— O, Panie! Czy jest cokolwiek, co byloby tak ciezkie, jak umieranie? Umrzec!


Wszystko zostawic! Wszystkiego sie wyrzec! Wyrzec sie samego siebie! Byc gotowym wejsc w smierc!”.


Z Bozej perspektywy Erlo Stegen musial byc gotowy wejsc w smierc, musial byc gotowy umrzec - stracic swoje wlasne zycie.

 

Podsumujmy zatem to wszystko jeszcze raz. Erlo potrzebowal wiele laski od Pana, aby moc ujrzec, ze w oczach Boga jest poganskim balwochwalca, z ktorym nie ma Swietego Boga, czlowiekiem na wskros przeniknietym przez swiat, a martwym dla Jahwe; czlowiekiem, ktory musi realnie wejsc w smierc. W tym miejscu rodzi sie w sposob oczywisty pytanie: Czy te prawdy dotyczyly jedynie samego Stegena, czy moze tez jego garstki zborownikow? A jak to sie ma do wspolczesnego pokolenia XXI wieku? Oto co twierdzi Stegen:

 

„Jezeli nie ma przebudzenia, to nie mozemy winic o to nikogo innego, tylko samych chrzescijan. Jezeli Bóg nie dziala tam, gdzie sie znajdujecie, to kto jest tego winien? Nie swiat, nie cudzoloznicy, nie homoseksualisci, ale pobozni, którzy nazywaja sie domem Bozym. Dlatego od nich powinien rozpoczac sie sad Bozy, czy oni tego chca lub nie. I to jest prawda! Czy to bedzie slodkie dla nas, czy gorzkie, lecz trzeba to przełknąć”.
Co zatem mamy zrobic ze swiadectwem tego czlowieka?!

 

Jednak wiemy, co zrobil Stegen! On przyjal Boga z ta pelna czasza goryczy, a wtedy Chrystus wspaniale zaczal objawiac sie w jego sluzbie, tak jak za czasow apostolskich. Oby takze i dzisiaj Pan Jezus Chrystus przyszedl do wspolczesnego pokolenia z ta czasza gorzkiego piolunu i oby odbudowal zniszczona Swiatynie Ciala swojego. Amen

 

 

Kontakt:

laodycea21wieku@gmail.com